Brak czasu. Na to narzekam już dłuższego
czasu. I pewnie moja przyjaciółka ma rację kiedy mówi „Ciesz się bynajmniej
masz co robić”, chociaż nie zawsze jest tak kolorowo, bo miejscami jest tyle
rzeczy do zrobienia, że nie wiadomo w co ręce włożyć. A przecież wszystko trzeba
jakoś ogarnąć bo samo się nie zrobi.
Dużo się ostatnio działo i pewnie jeszcze dużo dziać się będzie. Więc pozwólcie, że pokrótce wyleje swoje żale, przemyślenia i uczucia na klawiaturę mojego kochanego, sponiewieranego ale jakże wiernego laptopa.
Sztuka odżywiania
Zdrowie tak się mnie trzyma, że albo przyjeżdża do mnie
dwóch panów, białym wozem w czerwonych mundurach albo sama muszę śmigać do
ogromnego budynku o nazwie szpital. I co jak co, ale opieka medyczna podczas
tych dość ciężkich chwil naprawdę starała się mi pomóc. Każda pielęgniarka się o mnie
troszczyła, a lekarz naprawdę słuchał tego co do niego mówię, a nie bezustannie
przytakiwał głową patrząc się bezmyślnie w kartę pacjenta. Zawiodłam się tylko
jadłospisem. Czy osoba odpowiedzialna za wyżywienie pacjentów widziała
kiedykolwiek Narodowy Program Zdrowia? W szpitalu byłam 5 dni i codziennie
dostawałam 4 kromki chleba, rzecz jasna białego i chyba najbardziej
nafaszerowanego glutenem, spulchniaczami i innymi świństwami jakie tylko mogły
by istnieć. Skórka tego chleba była tak ciężka to przegryzienia, że dzieci które
znajdywały się na oddziale prawie zawsze się na to skarżyły. Poza tym 4 kromki
pieczywa?! Na dodatek białego! Z tego co się orientuje to maksymalna dzienna
dawka dla dorosłego mężczyzny. Ponad to ani jednego dnia nie zostało mi
zapewnione 1,5 litra płynów, a maksymalnie 1 litr, chociaż i tak zazwyczaj
dostawałam 750 ml dziennie! Kiedy sobie owe płyny przypominam to aż mnie ciarki
przechodzą. Herbata była tak bardzo posłodzona, że czekolada przy niej wypadała
słabo. Ilość warzyw i owoców jaka była codziennie dostarczana woła o pomstę do
nieba. Dziwi mnie fakt, że w takiej instytucji jak szpital nie przestrzega się
zasad zdrowego żywienia.
Zielona koniczyna
W poniedziałek był dzień świętego Patryka. I nie omieszkałam
się przejść koło tego wydarzenia obojętnie. Moi znajomi zresztą również. Tego
dnia piwo wchodziło mi dość szybko i łatwo, nie wiedzieć czemu. Zazwyczaj jedno
piwo(nie smakowe) potrafię pić dobrą godzinę jak nie lepiej. Ale chyba dobry
humor, znakomite towarzystwo i świetna okazja sprawiły, że alkohol przyjemnie
szumiał mi w głowie. Każdy z nas miał przylepioną zieloną koniczynę i uśmiech
na twarzy, nawet wtedy kiedy przyszło nam zapłacić za rachunek, który swoją
droga powinien nas powalić na kolana.
Powinnam się obrazić na panią A. która mnie wykorzystała i
pocałowała oraz która wszystkie pomysły szczególnie te najgłupsze uznawała za
fantastyczne i natychmiast chciała je realizować.
Z kolei podziękowania należą się Karolowi, który odprowadził
mnie pod same drzwi dzięki czemu dotarłam cała i zdrowa do domu mimo późnej
godziny .
Niestety lustro w korytarzu nie jest takie wdzięczne , cały
czas przeżywa fakt, że jego dolna część jest pęknięta :D
Święty Patryk powinien być z nas dumny. Naprawdę uczciliśmy
jego święto pijąc tego dnia piwo (oraz 2 szklanki whisky albo i więcej…) za
niego. Oraz za nas. No i za masę innych rzeczy …
Pusty pokój
Nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło nas spotkać coś
jeszcze gorszego. I nigdy nie jest wystarczająco dobrze żeby los nie uśmiechnął
się do nas jeszcze bardziej.
Ja może nie mam świetnej passy, ale tragicznie też nie
jest. Jednak bądź co bądź los postanowił dać mi kopniaka w tyłek i zabrał mi
moją kochaną współlokatorkę i najwspanialszą przyjaciółkę. Koniec! Skończyło
się wspólne gotowanie, oglądanie filmów, gadanie, śmianie się do późnego
wieczora, spanie co jakiś czas w jednym łóżku , czczenie sukcesów i topienie
smutków bądź niepowodzeń w winie. Mój słodki kociak musiał wrócić do rodzinnego
domu na stare podwórko zostawiając mnie. Nie mam do niej pretensji. Mus to mus,
taka sytuacja, po prostu czasem tak bywa. Jednak kiedy zamykałam drzwi widząc
ją na schodach z ostatnią torbą, wymawiającą nasze pożegnalne formułki myślałam,
że się rozpłaczę. I kiedy drzwi już się zamknęły a na korytarzu stałam już
tylko ja, oczy same podeszły łzami. Wiem, że jeszcze ją zobaczę i wiem, że mnie kiedyś
odwiedzi. Ale już jej tu jednak nie ma i już ze mną nie mieszka, a jej pokój
jest teraz pusty. To takie smutne. Po prostu.
*
Ach te życie i sytuacje, które nas spotykają. Są czasem tak skompilowane jak ułożenie dobrze punktowanego wyrazu podczas gry w scrabble z gównianego zestawu liter.
*