Arcynerdowski weekend we Wrocławiu był ... nerd'owski :) I fajny.
W połączeniu z domowym spa i domowym open barem było relaksująco. Bo czasem trzeba posiedzieć na czterech literach i nie robić zbytnio nic produktywnego.
Po to, żeby potem się się zgubić (czyt. dzisiaj). I to zabłądzić jak nigdy w życiu! Być na prawie każdym możliwym zadupiu miasta, na takich końcach gdzie nawet ludzi nie widać!
Nie wiem jak zareagował by w takiej sytuacji ktoś inny, podczas takiego 2,5 godzinnego błądzenia, ale ja w pewnym momencie zaczęłam się śmiać sama z siebie.
Może dlatego, że miałam przy sobie kartę miejską i płatniczą oraz telefon, który swoją drogą w ogóle mi się nie przydał, bo moi kochani znajomi nie odbierali swoich komórek (tak przy okazji po co je w ogóle macie?!).
Może dlatego, że mamy ze sobą zawsze "mini" przewodnika (nasz własny język).
A może dlatego, że spojrzałam na sytuację z pozytywnej strony. Zgubiłam się? Trudno, zdarza się. Póki świeci słońce i nie ma podejrzanych osób w pobliżu, nie ma co panikować. Zwiedziłam miasto od innej strony. Poza tym, jestem tu nowa to normalne, że jeszcze się nie orientuje w mieście.
Zawsze jest jakieś wyjście.
Prędzej czy później słońce zaświeci. Prędzej czy później będzie dobrze.
"Nie podążaj, dokąd prowadzi ścieżka, lepiej z niej zejdź i wydepcz własną"
Heheszki
Nie obierajcie w ogóle telefonów albo mówcie, że oddzwonicie a nie oddzwaniacie. Nogi wam z dupy porywam następnym razem! Ot co!
A i Karol zmiłuj się z tym pysznym jedzeniem na fb! Ja mieszkam w akademiku ;(