niedziela, 22 grudnia 2013

Liczy się gest :)

Spotkała mnie bardzo przyjemna niespodzianka. Mianowicie moja przyjaciółka odwiedziła mnie z prezentem urodzinowo-świątecznym (podarunek określiłam taki mianem, ponieważ jestem takim szczęśliwcem, że urodziłam się 24 grudnia :D ).
Prezent mnie również zaskoczył ponieważ, w środku znajdowało się min. Masło do ciała na ciepło, które upatrzyłam chyba 4 miesiące temu w katalogu ”FM” i tak na dobrą sprawę o nim zapomniałam.
No cóż kobiety czasem tak mają, coś zobaczą, pozachwycają się, powzdychają, po zachwalają dany produkt nawet go nie znając i stwierdzą na koniec, że chciałyby coś takiego mieć. Potem o tym zapomną do czasu aż ich oczy tego gdzieś znowu nie wypatrzą.
Tak również było w moim przypadku. Radość przy odpakowaniu upominku miałam ogromną. Dodatkowo do masła dostałam kokosowy żel jednej z moich ulubionych firm ORGINAL SOURCE :)
Więc kochana A. jeżeli to czytasz to wiedz, że jestem Ci niezmiernie wdzięczna. Podarowałaś mi genialny prezent! Dziękuję :*  Ale mogłabyś mi kupić również najzwyklejszą czekoladę i mały drobiazg a i tak byłabym przeszczęśliwa. Bo koniec końców liczy się gest, a Twój powalił mnie na kolana!


                                     

Co do świątecznej domowej atmosfery. Ubrałam wczoraj wieczorem choinkę. Zmachałam się przy tym lepiej niż na niejednych zajęciach z fitnessu. Dalej podziwiam ludzi, który z wielka łatwością ubierają swoje świąteczne drzewka w łańcuchy i lampki, bo dla mnie to najgorsze elementy do zrealizowania. Po prostu uwielbiam moment kiedy sprawdzam po trzy razy wszystkie lampki czy na 100% świecą, a potem się z nimi siłuję zakładając je na choinkę tylko po to żeby się rozczarować wkładając na koniec wtyczkę do kontaktu i podziwiać jak się pięknie nie świecą…



Dzisiaj upiekłam kolejną turę muffinek. Zrobiłam nawet kilka z ciasteczkami Oreo, ale kiedy tylko opuściły ciepły piekarnik trafiły do brzuszków mojej rodzinki.

Ach te święta...


piątek, 20 grudnia 2013

Czekoladowe muffinki

Po wczorajszej kuchennej katastrofie postanowiłam się zrehabilitować i upiekłam muffinki czekoladowe! Słodkości na szczęście wyszły, sąsiadom smakowały, mamie również. Nawet mój psiak mi jedną zwędził z tacy jak odwróciłam głowę.



A oto przepis:
Składniki:
• 150 g masła
• 150 g czekolady (ja używam zazwyczaj gorzkiej)
• 300 g mąki
• 2 łyżeczki proszku do pieczenia
• 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
• 2 łyżki kakao
• 1 łyżka kawy zbożowej
• 1 szklanka cukru
• 1 łyżka cukru wanilinowego
• 2 duże jajka
• 170 ml mleka

Przygotowanie:
Piekarnik nagrzać do 190 stopni C. Masło roztopić i ostudzić. Czekoladę pokroić na kawałeczki.
Mąkę przesiać do miski razem z proszkiem do pieczenia, sodą, kakao, kawą zbożową. Jeszcze raz przesiać w celu dokładnego wymieszania składników. Dodać cukier, cukier wanilinowy, wymieszać, odstawić. Dodać jajka i mleko i mieszamy. Dodajemy roztopione masło a za chwilę posiekaną czekoladę. Mieszamy krótko (3 - 4 ruchy łyżką), ciasto ma być lekko grudkowate, ale surowa mąka nie powinna być widoczna.
Masę wyłożyć do foremek i wstawić do piekarnika. Piec przez około 22 minuty, do czasu aż muffiny urosną, na wierzchu utworzy się skorupka a wetknięty patyczek będzie suchy.




Tak więc teraz kto do nas przychodzi to częstuje się muffinką . Na tacy jest ich coraz mniej, więc jedną już schowałam dla siebie żeby mieć coś słodkiego na ząb na dzisiejszy film, ponieważ dzisiaj TVN wyświetla jeden z moich ulubionych filmów, a jest nim „Władca Pierścieni: Powrót Króla”. Tak więc biegnę, żeby nikt nie zawinął mi pilota od telewizora.



czwartek, 19 grudnia 2013

Zrobić coś nowego

Od czasu do czasu lubię sobie rzucić jakieś wyzwanie. Dzisiejsze może nie było wielkie, ale było to dla mnie coś nowego. A było to… Uwaga, uwaga! Pieczenie bułek!
Uwielbiam bagietki czosnkowe. Mam do nich słabość. Więc kiedy to jestem w jakimś markecie w jakiś tajemniczy sposób niby przypadkiem prawie zawsze spojrzę na półkę na której owe pieczywo się znajduje. W XXI w. niestety aż strach spojrzeć na skład kupowanych przez nas produktów. Dlatego wpadłam na pomysł, że zrobię własne czosnkowe pieczywo, które nie będzie miało żadnych E regulatorów, spulchniaczy, gum arabskich i nie wiadomo czego jeszcze.
Przepis miałam, składniki też były, więc około godziny 13 w mojej kuchni zaczęła się istna rewolucja. Z początku miałam niezłą frajdę, ale kiedy chciałam formować z ciasta kulki i wykładać  je na blachę, masa okazało się nie być jeszcze  w pełni gotowa, bo lepiła się do moich łapek  gorzej niż Kubuś Puchatek do miodu. 
A na koniec… No cóż z puszystych bułek były placki.  Żeby nie wyszło, że jestem fatalną kucharką na swoje usprawiedliwienie napiszę, że moje „pseudo bułki” były zjadliwe i wszyscy, którzy je zjedli jeszcze żyją.

Aby emocji było jeszcze więcej na koniec rozlałam jeszcze swoją ulubioną herbatę na biały szydełkowy obrus. Moja mama nie musiała nic mówić. Wystarczyło jedno spojrzenie. Nawet Batman by wymiękł.





środa, 18 grudnia 2013

Świąteczna atmosfera



W grudniu chyba jak co roku panuje istna wariacja. Wariacja, która jest chyba koniec końców dobra.
Śpiewamy świąteczne piosenki, pieczemy ciasteczka, dekorujemy dom, ubieramy się cieplej a wokół nas panuje boska atmosfera dzięki, której wydaje się nam, że wszystko możemy zrobić a otaczający nas świat jest piękny i nie grozi nam żadne zagrożenie.
Myślę, że my ludzie mamy bzika na punkcie świąt i rodzinnej atmosfery. Dlatego kiedy zbliżają się Święta nagle chcemy pogodzić się z bliskimi dla nas osobami, z którymi straciliśmy kontakt albo mieliśmy pewne zatarcie przez które ucierpiały nasze relacje. I myślę, że nie ma w tym nic złego, wręcz przeciwnie. Dobrze, że jest chociaż jeden dzień w roku, który sprawia, że zaczynamy znowu analizować dawne spory.
Otóż kwestia pogodzenia się wcale nie jest łatwa. My ludzie mimo tego iż różnimy się i każdy z nas ma inny charakter to jednak przysłowiowe „schowanie dumy do kieszeni” mniej lub bardziej sprawia nam problem. I choć nie wiadomo jak jesteśmy wściekli na tą drugą osobę to po całym zajściu kiedy już jest „po” czujemy się źle i jest nam przykro. Prawdopodobnie przez to ,że jest to ktoś bliski naszemu sercu: mama, tata, siostra, brat, przyjaciel, chłopak itd. I choć nie wiem jak bardzo druga osoba nas zraniła myślę, że warto powiedzieć jej po wszystkim ile dla nas znaczy pomimo przykrych słów i czynów jakie wyrządziła. Może się zmieni, może wszystko przemyśli i wszystko jakaś się potoczy. A może i nie, nie wiadomo… Ale w pewnych sytuacjach lepiej jest wyjść chyba z czystym sumieniem niż z twarzą.
W końcu idą święta i chyba każdy chce je spędzić ze szczerym uśmiechem na twarzy :)